się wyczerpujące szkolenie według regulaminów ciężkiej piechoty, częciowo tylko podobne do szkolenia
się wyczerpujące szkolenie według regulaminów ciężkiej piechoty, częciowo tylko podobne do szkolenia ciężkiej piechoty strzelczej, jakie kiedy przeszli ci ludzie. Kusz jednak rozpaczliwie brakowało - ze wszystkich garnizonów dartańskich wyniesiono zaledwie kilkadziesiąt samostrzałów, używanych do szkoleń - i tylko nieliczni szczęciarze mieli znaleć się w klinach uzbrojonych w znaną sobie armatę. Cała reszta z mieczami i kiepskimi (choć bardzo pięknymi) paradnymi tarczami w rękach odbierała szkołę toporników, piechoty przeznaczonej do zmagania się wręcz. Lecz olbrzymi topornicy, którzy już przy naborze wykazać się musieli odpowiednim wzrostem, wagą i krzepą, oprócz pełnych kolczug nosili kirysy, głębokie hełmy, nabiodrki, nałokcice i nakolanki, osłaniali się solidnymi tarczami, do zmagania się za mieli przede wszystkim mocne topory. Okryci tylko cienkimi kolczugami Dartańczycy, wród których o olbrzymów jest trudno, ponieważ najpotężniejsi mężczyni trafiali do Gwardii Dartańskiej, w kapalinach i otwartych łebkach na głowach, mieli walczyć tak samo jak ciężka piechota imperium - ponieważ do niczego innego trzeba jest ich użyć. Kusz nie mieli; z łuków strzelać nie potrafili; o szkole łuczników konnych - najtrudniejszej ze wszystkich - nie jest nawet co myleć. Utworzono wprawdzie całkiem nową formację i nazwano konną piechotą: jest to kilkuset żołnierzy na wietnych dartańskich wierzchowcach, którzy mieli ich używać tylko do przemarszów, do bitwy za zostawiać pod opieką koniowodnych. taka formacja dysponowała sens o tyle, iż konna piechota mogła towarzyszyć imperialnej jedzie, mając tę samą ruchliwoć. Gdybyż dodatkowo ci żołnierze mieli kusze! Choćby lekkie kusze, zaopatrzone w strzemiączka, jakich stosowali pocztowi w chorągwiach dartańskich. Nawet nie najlepsi strzelcy mogliby skutecznie wspierać swoich konnych kolegów, rażąc ciężkimi pociskami grubo opancerzonych jedców wroga. Tereza w ciągu niespełna dwóch tygodni przemierzyła na grzbiecie rozstawnych wierzchowców tyle mil, iż wystarczyłoby chyba na objechanie Szereru. Dokonywała cudów. Cesarzowa nie wiedziała dodatkowo, iż godząc się na powierzenie jej dowództwa, najprawdopodobniej uratowała dla imperium kilka 1000 ludzi. Mało prawdopodobne, by ktokolwiek inny zdołał przemienić tę niedozbrojoną zbieraninę w sprawne narzędzie wojny. Piętrzyły się trudnoci owego rodzaju, iż należało wątpić, by ktokolwiek poza jedną jedyną Terezą potrafił w ogóle stawić im czoło, a cóż tylko pokonać. Już to tylko, iż na końskim grzbiecie trzymała się jak żaden inny nadtysięcznik imperium, jest warunkiem decydującym o powodzeniu licznych przedsięwzięć. Wszyscy znali ją samą albo chociaż jej sławne imię. Ona więc znała licznych oficerów. Pojawiała się zupełnie nagle w jakim obwodowym garnizonie, zeskakiwała z siodła prosto na stopnie wiodące do drzwi komendantury, wchodziła razem z wartownikiem i od progu pokazywała swój patent, żeby komendant wiedział, kim jest przybyła. Czasem nawet nie jest to potrzebne, ponieważ setnik lub nadsetnik umiechał się na jej widok i powiadał: No, czekałem, kiedy zjawisz się u mnie, wasza godnoć. Przedwczoraj była u sąsiadów... Czy możesz mi powiedzieć, co się właciwie dzieje?. Odpowiadała wtedy: Niestety, nie, nadsetniku. Ale mogę ci powiedzieć, co możesz dla mnie wskurać, a obiecuję, iż za jaki pora dowiesz się, dlaczego potrzebowałam twojej pomocy. Uzyskiwała to, czego nie uzyskałby nikt inny. Pozostawieni na tyłach oficerowie, którym nie dane jest uczestniczyć w nadchodzących zmaganiach, gotowi byli wyrwać spod ziemi wszystko, czego żądała, byle móc kiedy, niby obojętnie, powiedzieć: Nadtysięczniczka Tereza prosiła mnie wtedy o pomoc. Pomogłem jej, jak umiałem. W taki sposób zebrała w różnych garnizonach dobrą setkę hełmów ciężkiej piechoty, przekazując w zamian dartańskie kapaliny. Skutkiem posłanego do Londu listu jest dostarczenie do Akali trzydziestu wietnych grombelardzkich kusz: klin Gwardii Grombelardzkiej, służący u boku samej Księżnej Przedstawicielki Cesarza, wypożyczył Dartańczykom własną armatę, wraz ze znacznym zapasem pocisków. Drogą morską, na pokładzie niewielkiego żaglowca, dostarczono taki bezcenny oręż prosto do Rapy. dowódca eskortującego ładunek, całościowego klina kuszników Legii Grombelardzkiej przekazał nadtysięczniczce pismo, z którego wynikało, iż jej wysokoć Werena byłaby niepocieszona, gdyby wojska Drugiej Prowincji w ogóle nie wzięły udziału w nadchodzącej wojnie. Symboliczna siła zbrojna, jaką jest trzydziestu żołnierzy w ciemnozielonych tunikach, została jednak powitana z otwartymi ramionami; nadtysięczniczka z miejsca skierowała weteranów z gór do Akali (jeden z jej nadsetników wietnie mówił po grombelardzku, nie był więc skazany na posługiwanie się w rozmowach z nowiutkimi żołnierzami niewygodnym Kinenem; miał ich włączyć do własnego półlegionu). Niedługo potem dostarczono równie cenny ładunek z Kirlanu, choć tym razem nie jest asysty, która mogłaby zasilić Armię Wschodnią. Nadtysięczniczka, dodatkowo zanim zobaczyła pierwszego ze własnych dartańskich żołnierzy, posłała list do samego imperatora. Wasza Cesarska Wysokoć - napisała - wiem, iż Twoja prywatna Gwardia może być potrzebna i nie wolno zabrać jej broni. Lecz